czwartek, 5 maja 2016

Jaka to maszyna?

Zofia? Ewa? Amelia? Karolina...?
Maszyna. Jaka? Podobno moja jest taka, że prawie nikt jej nie kupuje. Bardziej chodzi o firmę, niż o model. Łucznik.
O! Już widzę te białka w oczach :) Już słyszę słowa krytyki takie, że mi bokiem wychodzą :) Cóż - przyjmę to na klatę...
Zanim zacznę się rozpisywać, chcę jeszcze zaznaczyć, że nie jest to reklama. Ocena maszyny jest moją oceną, subiektywną. A Łucznik to firma, z którą mam do czynienia od samego początku mojej przyjaźni z szyciem. A to już dobre 25 lat, jeśli nie więcej. I jeszcze zaznaczę, że nie jestem fachowcem w doradzaniu, jaką maszynę kupić. Piszę o tych, które znam. A nie o tych, o których słyszałam, że są dobre lub złe.
Pisałam w pierwszym poście, że szyję na Łuczniku. Zanim kupiłam maszynę tę, którą posiadam od kilkudziesięciu godzin :) miałam wcześniej dwie, a trzecią (a raczej pierwszą) miałam od mamy. Nie pamiętam już jaki to był model. Pamiętam kolory - beż z brązem. I że była strasznie ciężka! I tyle :)
Potem miałam przerwę w szyciu do momentu, gdy naszło mnie na nowo na szycie. Kupiłam Zofię 2015 za ciężko uzbierane pieniądze, to znaczy cztery stówki :) Oj, to był wyczyn :P



Wystarczyło mi wtedy, że ma ścieg prosty i zygzag do obrzucania. Dziwne, że nie brakowało mi innych ściegów i funkcji. Ważne było, żeby zeszyć boki bluzki, spodni czy spódnicy i zygzakiem obrzucić, żeby mi się tkanina nie siepała. Uwielbiałam ją! Dopóki Zośka się nie zestarzała i po 7 latach nie zaczęła łupać tak, jak sąsiedzi w ścianę, gdy szyłam po nocach :) Nie mówiąc już o córce, która spała 10 metrów ode mnie.
O ja, niedobra matka...
W międzyczasie moja mama stwierdziła, że też musi mieć nową maszynę, bo jej Zośka - siostra bliźniaczka mojej Zośki :) - również doszła do wniosku, że odchodzi na emeryturę.
Tak więc u mojej mamy pojawiła się Ewa II.




Maszyna cicha, posiadająca więcej ściegów niż Zośka, płynnie szyjąca i bardzo przyjemna w obsłudze. Myślę, z doświadczenia, że zarówno Zofia jak i Ewa są maszynami dobrymi dla osób początkujących.
Przyszła wreszcie pora na wymianę mojego sprzętu. I podążenia trochę do przodu. Szukałam czegoś... fajnego - to złe słowo, ale takiego, co oprócz zwykłego szycia, będzie mieć jeszcze funkcje, z którymi do tej pory nie miałam do czynienia. Po szperaniu w necie za opiniami, kukaniu w sklepach internetowych i zaczepianiu grup krawieckich na "fejsie" wybrałam Amelię II, mimo ostrej krytyki Łucznika. Pojechałam do sklepu i wróciłam do domu  z niczym... Im dłużej się Amelii przyglądałam, tym bardziej miałam ochotę na coś więcej. Mimo to, czułam niedosyt, że jej nie kupiłam do momentu, aż kolega powiedział do mnie, żebym przyjrzała się Karolinie.
Karolina 2040, maszyna elektroniczna, wielofunkcyjna. Wątpliwość moją wzbudzało jednak to, że elektroniczna. Ale zwariowałam na jej punkcie :) Film o niej obejrzałam milion razy :P, aż zdecydowałam się kupić. Nie jest to maszyna najtańsza, ale wiem, że kupując ją, poszłam trochę do przodu.






I znowu widzę jak większości chodzą gałki oczne dookoła głowy. Wiem, że są inne firmy, podobno o niebo lepsze. Być może w cenie Karoliny kupiłabym coś innego i mocniejszego. Ale co ja poradzę na to, że Łucznika po prostu lubię?
Karolina ma 66 programów, w tym ściegi użytkowe i ozdobne, które chciałam mieć. Obszywa dziurki na guziki. Co prawda można to robić zygzakiem na Zośce czy na Ewie, ale tu jest program i specjalna stopka, czego nie miałam w poprzednich maszynach.
Poza tym wcześniej też nie interesowałam się takimi rzeczami jak dodatkowe stopki do maszyny czy w ogóle dodatkowe cokolwiek :) Już nawet mam wynalezione inne stopki, które chcę dokupić.
Teraz mogę spokojnie szyć bez obaw, że córka nie wstanie rano do szkoły, bo matka hałasuje po nocach urządzając sobie imprezy z maszyną do szycia. Nie boję się już sąsiadów i mogę spokojnie szyć po 22:00 :) Maszyna cichutka, szyje płynnie i rzeczywiście ściegów ma tyle, że nie wiem co ja z nimi teraz będę robić :) A sprawdziłam wszystkie!



I to, co mi się jeszcze podoba to szycie bez konieczności używania tzw. pedała, który i tak jest w komplecie z maszyną. Maszyna posiada bowiem guziczek start/stop, który bardzo przypadł mi do gustu :)
No i na koniec jeszcze cudo dla takiej ślepej kobity jak ja: automatyczne nawlekanie igły. No kapitalna sprawa! Mogę to zrobić bez okularów! Kto by pomyślał? :)
Jaką maszynę kupić na początek? Prostą. Bez wydziwiań. Nie musi podawać piwa, nie musi gotować zupy, nie musi zaprowadzać dziecka do szkoły. Niech szyje ściegiem prostym, niech obrzuca zygzakiem, ew. niech ma ścieg owerlokowy.
A gdy naprawię swojego 25-letniego owerloka Singera, to też coś o nim naskrobię. Jednak szybko do tego nie dojdzie... Obawiam się też, że może nie dać się go już potraktować defilbrylatorem :P
Choć... nigdy nic nie wiadomo :)

2 komentarze:

  1. Ja tam widze same pozytywy:) Juz wiem, ze uszyjesz mi prześcieradła, poszewki, pościel, kolejne bluzki, moźe spodnie...hmmmm coś jeszcze wymyślę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiola... Ja Cię bardzo proszę... Nie przeginaj, hahaha

      Usuń